Dlaczego?

       Jestem pedagogiem i psychologiem, a prywatnie żoną i mamą dwójki dzieci. Pochodzę z Gdańska. Od 1999 roku mieszkam i pracuję w Piasecznie. Odkąd zamieszkałam w tym mieście moje doświadczenia zawodowe szczególnie intensywnie koncentrowały się wokół dzieci i młodzieży z rodzin głęboko patologicznych, głównie alkoholowych, z problemem narkotyków, przemocy, zaniedbujących dzieci.

Wiele takich dzieci trafiało do Poradni Psychologiczno – Pedagogicznej, w której pracowałam. Miałam z nimi też kontakt w szkołach, które miałam pod opieką jako psycholog oraz w Caritasie gdzie czasami angażowałam się społecznie. Pragnąc pomóc tym dzieciom w pokonaniu traumy wynikającej z doświadczeń rodzinnych i środowiskowych, ich niemocy życiowej i edukacyjnej postanowiłam powołać do życia tę Fundację. Siedzibą Fundacji jest Gimnazjum nr 2 w Piasecznie, w którym od kilku lat pracuję. Działalność Fundacji nie ogranicza się jednak do terenu Piaseczna. Ma ona służyć młodym ludziom niezależnie od miejsca zamieszkania. Fundacja nie prowadzi działalności gospodarczej. Pozyskuje środki finansowe poprzez: ofiary, darowizny, zapisy, subwencje, dotacje oraz sprzedaż cegiełek i zbiórki publiczne. Działalność Fundacji opiera się na pracy społecznej członków, wśród których jest coraz więcej pedagogów i osób wrażliwych na los zaniedbanych, opuszczonych uczuciowo dzieci. Swoją realną działalność rozpoczęła 1 września 2004 r.

Te kilka powyższych zdań to dość oficjalny tekst informujący o Fundacji. W tym tekście nie widać dramatu dzieci, dla których Fundacja ta została powołana. Trudno zresztą ten dramat przedstawić w słowach.

Fundacja Pomóż Dorosnąć powstawała w moich zamysłach od roku 2002. Pierwsza myśl, żeby powołać taką Fundację do życia powstała w okresie, gdy w moim życiu miały miejsce doświadczenia, których część przekazałam w listach do pewnej bliskiej mi osoby ( imiona i przezwiska zostały zmienione). Oto fragment jednego z listów: „Jestem na etapie fraszek Kochanowskiego, Powstania Listopadowego i postaci Napoleona. Dobrze mi zrobi trochę powtórki. Marysia potrzebuje pomocy w historii. Sama rozumiesz… Poza tym „Mysza” ostatnio stwierdził, że już „5 lat czeka na rozmowę ze mną”, więc postanowiłam poświęcić mu trochę czasu. W jego domu alkohol każdego dnia. Jak wiesz, Zuzia ma trudny czas. Z jej mamą znowu kiepsko. Właściwie nie trzeźwieje. Zuzia nie bardzo miała ochotę na powrót do domu. Dzisiaj mówiła się, że nie było tak źle. Był nawet obiad. Trochę poprawił jej się nastrój. Ola – jej siostra – lepiej sobie z tym radzi. W niedzielę wybraliśmy się na spacer po Starówce. Wczesnym wieczorem jest już pięknie oświetlona. Lody, dużo śmiechu. Chociaż przez chwilę Zuzia i Ola nie były smutne. U Pawła w rodzinie jest obecnie spory problem finansowy. Zbyszka szkoła (podręczniki itp.) kosztuje dużo. To co dostali od nas (myślę o księdzu, o pewnej kwocie pieniędzy z firmy mojego brata i o moich groszach) nie do końca chyba wystarczy, ale poza nim problem ma też Gosia. Mama nie kupiła chyba żadnych podręczników. Nie miała za co. Zdobyłam dla niej trochę używanych, kilka miała po Zbyszku, ale nadal nie miała ważnych ćwiczeń. Dzisiaj sytuacja wyglądała już nieciekawie, widziałam to po jej minie, gdy o tym rozmawiałyśmy. Co miałam robić? Poszłam do księgarni i kupiłam jej brakujące ćwiczenia. Wydałam ostatnią stówę. Jakoś to będzie, ale czuję, że musi się znaleźć jakieś finansowe rozwiązanie takich sytuacji. A to przecież tylko podręczniki. Sama wiesz ile jest innych potrzeb. Moja koleżanka, po spotkaniu wakacyjnym z „naszymi” dziećmi przesłała mi 100 zł., żeby im „coś” kupić. Śmieszna kwota, wiem. Ale dała to z serca i jestem jej wdzięczna. Kupiłam pięciu dziewczynom trochę bielizny. Same zdecydowały. Ten miesiąc był dla mnie…nieważne. Dobrze, że się kończy. Mam ciągle brak czasu na poszukiwanie stowarzyszeń, fundacji itd. mogących finansować podobne historie, ale wiem, że muszę znaleźć ten czas”.

To zwykły list, sprawy pozornie mało ważne, ale gdy każdego niemal dnia spotykamy się z dziećmi głodnymi, brudnymi, bez podstawowych przyborów do nauki, dziećmi smutnymi, zapłakanymi albo okrutnie agresywnymi z powodu własnej bezsilności wobec przygnębiającego życia, te sprawy okazują się nie „mało ważne”, ale „najważniejsze”. Przez kilka lat spraw tych nazbierało się na tyle dużo, że Fundacja stała się dla mnie koniecznością. Historii dzieci, które z trudem i w osamotnieniu pokonują własne, bolesne doświadczenia związane z patologicznym domem znam wiele. Wiele ludzi mówi ” to straszne, płakać się chce”. Rzeczywiście. Można nad losem tych dzieci płakać. Niewiele z tego jednak wyniknie. Tym dzieciom potrzeba bardzo konkretnej pomocy. Potrzeba dożywienia, podręczników do szkoły, czasem butów na zimę i ciepłej kurtki, pomocy w finansowaniu edukacji (wiele z nich to bardzo zdolni młodzi ludzie, którzy mogą w życiu osiągnąć doskonałe wykształcenie), ale też i może przede wszystkim!!! potrzeba obecności w ich otoczeniu ludzi z otwartym na ich los sercem, którzy wleją w nich wiarę, że ich młodzieńcze i dorosłe życie może ułożyć się inaczej niż życie ich rodziców. Dzieci te potrzebują profesjonalnej terapii jako dzieci obciążone alkoholizmem rodziców, doświadczeniem przemocy, odrzucenia, zaniedbania. Nie można zatrzymać się na „talerzu zupy”. Konieczne jest spojrzenie dalej. Jak te dzisiejsze dzieci i młodzież pokierują swoim życiem, jeśli nie pomożemy im pozbyć się balastu toksycznego środowiska w którym żyją? Będą powielać schemat życia rodziców, będą powiększać rzesze ludzi bezradnych życiowo, bezdomnych, bezrobotnych. Ludzi , którzy topią swoje przegrane życie w tanim alkoholu.

Wierzę, że idea Fundacji pociągnie wielu ludzi wrażliwych na problemy dzieci i młodzieży zagubionej życiowo. Wierzę, że znajdą się ludzie, firmy, instytucje gotowe wspierać działalność fundacji. Wiele osób już zareagowało w zdumiewający dla mnie sposób, angażując się prawdziwie z sercem w pierwsze fundacyjne działania. Wszystkim gorąco dziękuję.

       Jestem pedagogiem i psychologiem, a prywatnie żoną i mamą dwójki dzieci. Pochodzę z Gdańska. Od 1999 roku mieszkam i pracuję w Piasecznie. Odkąd zamieszkałam w tym mieście moje doświadczenia zawodowe szczególnie intensywnie koncentrowały się wokół dzieci i młodzieży z rodzin głęboko patologicznych, głównie alkoholowych, z problemem narkotyków, przemocy, zaniedbujących dzieci.

Wiele takich dzieci trafiało do Poradni Psychologiczno – Pedagogicznej, w której pracowałam. Miałam z nimi też kontakt w szkołach, które miałam pod opieką jako psycholog oraz w Caritasie gdzie czasami angażowałam się społecznie. Pragnąc pomóc tym dzieciom w pokonaniu traumy wynikającej z doświadczeń rodzinnych i środowiskowych, ich niemocy życiowej i edukacyjnej postanowiłam powołać do życia tę Fundację. Siedzibą Fundacji jest Gimnazjum nr 2 w Piasecznie, w którym od kilku lat pracuję. Działalność Fundacji nie ogranicza się jednak do terenu Piaseczna. Ma ona służyć młodym ludziom niezależnie od miejsca zamieszkania. Fundacja nie prowadzi działalności gospodarczej. Pozyskuje środki finansowe poprzez: ofiary, darowizny, zapisy, subwencje, dotacje oraz sprzedaż cegiełek i zbiórki publiczne. Działalność Fundacji opiera się na pracy społecznej członków, wśród których jest coraz więcej pedagogów i osób wrażliwych na los zaniedbanych, opuszczonych uczuciowo dzieci. Swoją realną działalność rozpoczęła 1 września 2004 r.

Te kilka powyższych zdań to dość oficjalny tekst informujący o Fundacji. W tym tekście nie widać dramatu dzieci, dla których Fundacja ta została powołana. Trudno zresztą ten dramat przedstawić w słowach.

Fundacja Pomóż Dorosnąć powstawała w moich zamysłach od roku 2002. Pierwsza myśl, żeby powołać taką Fundację do życia powstała w okresie, gdy w moim życiu miały miejsce doświadczenia, których część przekazałam w listach do pewnej bliskiej mi osoby ( imiona i przezwiska zostały zmienione). Oto fragment jednego z listów: „Jestem na etapie fraszek Kochanowskiego, Powstania Listopadowego i postaci Napoleona. Dobrze mi zrobi trochę powtórki. Marysia potrzebuje pomocy w historii. Sama rozumiesz… Poza tym „Mysza” ostatnio stwierdził, że już „5 lat czeka na rozmowę ze mną”, więc postanowiłam poświęcić mu trochę czasu. W jego domu alkohol każdego dnia. Jak wiesz, Zuzia ma trudny czas. Z jej mamą znowu kiepsko. Właściwie nie trzeźwieje. Zuzia nie bardzo miała ochotę na powrót do domu. Dzisiaj mówiła się, że nie było tak źle. Był nawet obiad. Trochę poprawił jej się nastrój. Ola – jej siostra – lepiej sobie z tym radzi. W niedzielę wybraliśmy się na spacer po Starówce. Wczesnym wieczorem jest już pięknie oświetlona. Lody, dużo śmiechu. Chociaż przez chwilę Zuzia i Ola nie były smutne. U Pawła w rodzinie jest obecnie spory problem finansowy. Zbyszka szkoła (podręczniki itp.) kosztuje dużo. To co dostali od nas (myślę o księdzu, o pewnej kwocie pieniędzy z firmy mojego brata i o moich groszach) nie do końca chyba wystarczy, ale poza nim problem ma też Gosia. Mama nie kupiła chyba żadnych podręczników. Nie miała za co. Zdobyłam dla niej trochę używanych, kilka miała po Zbyszku, ale nadal nie miała ważnych ćwiczeń. Dzisiaj sytuacja wyglądała już nieciekawie, widziałam to po jej minie, gdy o tym rozmawiałyśmy. Co miałam robić? Poszłam do księgarni i kupiłam jej brakujące ćwiczenia. Wydałam ostatnią stówę. Jakoś to będzie, ale czuję, że musi się znaleźć jakieś finansowe rozwiązanie takich sytuacji. A to przecież tylko podręczniki. Sama wiesz ile jest innych potrzeb. Moja koleżanka, po spotkaniu wakacyjnym z „naszymi” dziećmi przesłała mi 100 zł., żeby im „coś” kupić. Śmieszna kwota, wiem. Ale dała to z serca i jestem jej wdzięczna. Kupiłam pięciu dziewczynom trochę bielizny. Same zdecydowały. Ten miesiąc był dla mnie…nieważne. Dobrze, że się kończy. Mam ciągle brak czasu na poszukiwanie stowarzyszeń, fundacji itd. mogących finansować podobne historie, ale wiem, że muszę znaleźć ten czas”.

To zwykły list, sprawy pozornie mało ważne, ale gdy każdego niemal dnia spotykamy się z dziećmi głodnymi, brudnymi, bez podstawowych przyborów do nauki, dziećmi smutnymi, zapłakanymi albo okrutnie agresywnymi z powodu własnej bezsilności wobec przygnębiającego życia, te sprawy okazują się nie „mało ważne”, ale „najważniejsze”. Przez kilka lat spraw tych nazbierało się na tyle dużo, że Fundacja stała się dla mnie koniecznością. Historii dzieci, które z trudem i w osamotnieniu pokonują własne, bolesne doświadczenia związane z patologicznym domem znam wiele. Wiele ludzi mówi ” to straszne, płakać się chce”. Rzeczywiście. Można nad losem tych dzieci płakać. Niewiele z tego jednak wyniknie. Tym dzieciom potrzeba bardzo konkretnej pomocy. Potrzeba dożywienia, podręczników do szkoły, czasem butów na zimę i ciepłej kurtki, pomocy w finansowaniu edukacji (wiele z nich to bardzo zdolni młodzi ludzie, którzy mogą w życiu osiągnąć doskonałe wykształcenie), ale też i może przede wszystkim!!! potrzeba obecności w ich otoczeniu ludzi z otwartym na ich los sercem, którzy wleją w nich wiarę, że ich młodzieńcze i dorosłe życie może ułożyć się inaczej niż życie ich rodziców. Dzieci te potrzebują profesjonalnej terapii jako dzieci obciążone alkoholizmem rodziców, doświadczeniem przemocy, odrzucenia, zaniedbania. Nie można zatrzymać się na „talerzu zupy”. Konieczne jest spojrzenie dalej. Jak te dzisiejsze dzieci i młodzież pokierują swoim życiem, jeśli nie pomożemy im pozbyć się balastu toksycznego środowiska w którym żyją? Będą powielać schemat życia rodziców, będą powiększać rzesze ludzi bezradnych życiowo, bezdomnych, bezrobotnych. Ludzi , którzy topią swoje przegrane życie w tanim alkoholu.

Wierzę, że idea Fundacji pociągnie wielu ludzi wrażliwych na problemy dzieci i młodzieży zagubionej życiowo. Wierzę, że znajdą się ludzie, firmy, instytucje gotowe wspierać działalność fundacji. Wiele osób już zareagowało w zdumiewający dla mnie sposób, angażując się prawdziwie z sercem w pierwsze fundacyjne działania. Wszystkim gorąco dziękuję.

Ewa Lubianiec